Walt Disney, kołdra i złamane serce, czyli o tym, że jesteśmy mądrzejsi, niż nam się wydaje.
Mała podróż w czasie
20 lat temu, przyjechałam do Warszawy z 5-miesięcznym synkiem, kołdrą, mini telewizorem i złamanym sercem. Czy wiedziałam, co mnie czeka? Nie miałam zielonego pojęcia, a mimo to wzywana przez swoją duszę podjęłam ten karkołomny krok … zostawiłam za sobą dużą część przeszłości a wraz z nią tych, co znali mnie i wiedzieli lepiej….. i przejechawszy prawie 600 km, wysiadłam na Dworcu Warszawa Centralna.
Mądrości z przeszłości
Co musiała wiedzieć tamta Patrycja w 2000 roku, co sprawiło, że porzuciła to, co znane i rzuciła się odważnie w nieznane wody warszawskiego życia?
Złe wydarzenia nie są regułą a wyjątkiem, chyba że ją z nich uczynisz.
Nie wiem, czy wiecie jak czuje się ktoś, kto zostaje zupełnie sam, ale tak zupełnie, jak palec. Do tego nie tylko ze sobą na głowie, ale postawiony w sytuacji, w której musi zająć się kimś o miliard razy mniejszym, bezbronnym od siebie a zupełnie nie nauczył się jeszcze troszczyć o siebie? No to właśnie byłam ja 20 lat temu. Takiemu komuś daleko do kogoś, kto wierzy we własne siły, raczej czuje się przytłoczony. Taki ktoś, ledwo przeżywa kolejny dzień, z niechęcią wygląda kolejnego, chyba że uwierzy, że świat go jeszcze może pozytywnie zaskoczy, a codzienność przyniesie dużo dobra. Wtedy taka nadzieja tliła się mini płomieniem w moim pokiereszowanym sercu i przerażonej krokiem w nieznane duszy….ale ślepo wierzyłam, że mam rację…. I tak wraz z upływem czasu, krok za krokiem wyleczyłam rany, poznałam nowych ludzi, nawet się z niektórymi zaprzyjaźniłam, zorganizowałam życie zawodowe i przyjacielskie, odmroziłam moje serce…. choć wiele razy zwłaszcza na początku nie było mi/nam łatwo, wierzyłam, że po nocy przychodzi dzień… że dopóki oddycham, jest szansa, że życie mnie pozytywnie zaskoczy. Nigdy się nie poddałam, czasami się zatrzymywałam owszem, ale już wtedy musiałam wiedzieć, że:
Przeszkoda to tylko próg zwalniający w drodze na imprezę, na którą i tak jestem zaproszona.
Jak oglądam się wstecz, to od zawsze miałam wiele celów…całe naręcza. Przyjście na świat mojego syna i moje samodzielne macierzyństwo, na początku mnie przeraziło, w pierwszym momencie wydawało się, że muszę z siebie całkiem zrezygnować i nawet przez pierwsze lata rzeczywiście tak było…kto jest w podobnej sytuacji, wie o, czym mówię….. a samodzielne macierzyństwo wyglądało zupełnie inaczej 20 lat temu, no ale do rzeczy…z czasem wiedziona wewnętrzną mądrością i wsparciem bliskich, przyjaciół powoli zaczęłam wyciągać marzenia z zakurzonej półki i po kolei je realizować. Może później, może inaczej niż planowałam, ale koniec końców spełniłam wszystkie sprzed narodzin syna, a także wiele, wiele więcej, Marzenia są paliwem mojego życia…moimi skrzydłami, które mnie niosą przez życie dlatego nigdy, ale to nigdy z nich nie rezygnujcie. Jak zdarzy się nieplanowany przystanek, przypomnijcie sobie to zdanie albo powiedzcie/napiszcie sobie, że „nie teraz” nie oznacza „nigdy”, a raczej „kiedy indziej”, „w innym czasie”, „za chwilę” lub „w inny sposób” etc.
Każdy ma swoje plemię-znajdź własne, a wszystko się ułoży.
Osoby odrzucone mają tendencję do zamykania się w sobie i cierpienia w samotności. Zdarza się, że wchodząc w nowe relacje, spodziewając się najgorszego, prowokują najgorszy scenariusz. Przez chwilę i ja potraktowałam zawód miłosny jako wróżbę na przyszłość, ale potem zrozumiałam, że ciężko zbudować fajne relacje z innymi-nie znając siebie, nie wiedząc ważnych rzeczy o sobie… o swoich potrzebach, wartościach…, że to idealny przepis, by trafić kulą w płot i zamówienie na niepotrzebne cierpienie. Z czasem odpowiadając sobie na najbardziej istotne pytania (nie tylko egzystencjalne, ale i też te o moje ulubione śniadanie) poznałam siebie i w kontaktach z nowymi osobami było mi łatwiej …dzisiaj po latach mam swoje plemię i cholernie mi z tym dobrze. Czuję się rozumiana, wspierana i co najważniejsze uwolniona od obowiązku bycia zupa pomidorową, którą każdy musi lubić.
Często ludzie pytają mnie, czy się nie bałam? Czy wiedziałam, co robię? Czy wiedziałam, że sobie poradzę? Oczywiście, że się bałam, ale chciałam wykonywać zawód, który wtedy ledwo raczkował i do tego, jeśli chciałam być w tym mistrzem, mogłam go wykonywać tylko w Warszawie. Czy wiedziałam, co robię? Raczej czułam, że to jedyny słuszny kierunek i nie ma innej opcji. Wierzyłam ślepo, że musi się udać. I jak widać, się udało, z tym że z moją dużą pomocą, pracą i zaangażowaniem oraz dzięki wsparciu wielu ludzi dobrej woli. Od lat staram się wspierać mojego syna w realizacji jego marzeń, a także od moich klientów …bo wciąż uważam, że nie ma nic ważniejszego:)
Trzymam kciuki za wasze marzenia, wierze mocno, że jest tak, jak powiedział Walt Disney: „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, możesz to osiągnąć”, i dodaje od siebie-„prędzej czy później, tak czy inaczej ale z pewnością TAAAK”.
Jeśli utknąłeś, nie masz pomysłu na rozwiązanie zapraszam do siebie na sesje odgruzujemy drogę, zapalimy reflektor albo znajdziemy inne rozwiązanie-zawsze Twoje.
Patrycja