PSYCHOLOGIA W BIZNESIE

Bywanie SLOW i OFF to nie kaprys, fanaberia czy nowa doktryna to kwestia (prze) życia

Pracując z klientami, rozmawiając  z ludźmi, bardzo często słyszę, że „ja nie potrzebuję” medytacji, daje radę, radzę sobie. Nie mam czasu na ćwiczenia, spacery… Dodam, że na końcu języka zawsze mam pytanie (czasami nawet je zadaję) ile czasu dzisiaj spędziłeś/spędziłaś w social mediach? Ile czasu oddałeś/oddałaś Instagramowi, Twitterowi albo You Tubowi, czy FB? (W Polsce internauci surfują 6 godzin i 26 minut dziennie!!! Więcej danych na końcu tekstu**) Zwykle podczas takiej konwersacji dowiaduję się, że to taki relaks, że to tylko chwila, że przecież muszę być na bieżąco… Rozumiem. Tylko tak się składa, że ten sposób spędzania czasu rzadko nas wspiera…raczej wiele zabiera…coraz więcej wyników badań naukowych to potwierdza (dane na końcu materiału) * Nie służy nam ciągła zajętość, deadliny, wielowymiarowa komunikacja i praca w trybie home office, jaka stała się naszym spełnionym (ale czasami już przeklinanym) marzeniem. 

Żyjemy w smogu informacyjnym, choć nie dostrzegamy tego wcale. Rozwój technologii, konwergencja mediów i rozkwit platform social mediowych, zmieniły funkcjonowanie nas i naszego świata. Ma w tym swój udział także nowy styl pracy w systemie „family office”. Zwiększyła się bardzo ilość przyjmowanych przez nas informacji i ich rozproszenie. Są próby określanie ilości danych, jakie do nas docierają, ale niezależnie od ich konkretnej cyfry wiadomo jedno-już jakiś czas temu przekroczyliśmy granicę, w której było to do udźwignięcia dla naszego mózgu i układu nerwowego. Człowiek, nie jest przystosowany do przyjmowania takiej ilości danych i bycia z nimi w kontakcie przez tak długi czas. To obciąża nasz organizm. Wszechobecny napływ bodźców kumuluje się, wprowadza nas w stan permanentnego napięcia i stresu, a koktajl adrenaliny, kortyzolu i dopaminy niemal cały czas nas zalewa.  Oczywiście ludzie mają różną wytrzymałość i cechy osobnicze, dlatego jednym łatwiej przychodzi funkcjonowanie w tym przeładowanym świecie, a innym trudniej. Jednak większość z nas jest nieustannie pobudzona, żyje w napięciu i często tego nawet nie czuje.

To jakaś wizja z filmu science fiction? Uważacie, że przesadzam? Powiedzcie mi, kiedy ostatnio spotkaliście na ulicy, w windzie, w sklepie osobę, która nie miała w dłoni telefonu? Ja spotykam codziennie takich człowieków, nawet na spacerze z psem w lesie, w drodze na przystanek… Kto z Was nie sięga po telefon, stojąc w kolejce do kasy? Albo spokojnie czeka na światłach, nie zaglądając jednocześnie do telefonu? Ja się na tym łapie, często…

Wielu z nas jest uzależnionych (i nieświadomych tego) od smartfona i nawykowo odpala ulubione aplikacje. (polecam bardzo w tej tematyce bardzo obejrzeć dokument The Social Dilemma obecnie na Netflix) Jesteśmy spragnieni codziennej dawki wirtualnych głasków (lajków) oraz napędza nas konieczność ciągłego uczestniczenia w (wirtualnym) życiu (innych?). Informacje są dostępne 24 h, przez 7 dni w tygodniu – komunikacja dzieje się w czasie rzeczywistym, w wielu kanałach jednocześnie (kto z was prowadzi korespondencję przez Whats’Up, maila, DM na Instagramie, Twitterze, LinkedIn, SMS, tel. Komentuje na YB?) Ciężko nadążyć, nie zawsze można to skontrolować (w zawodzie PRowca, dziennikarza, wyłączenie się to rzecz praktycznie niemożliwa-kto jeszcze tak ma?), ale też z drugiej strony nie ma jak tego porzucić…przecież nie każdy może, chce, pisał się, by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady…

Wg mnie wielu z nas funkcjonuje w rzeczywistości tzw. szoku medialnego, ale ponieważ jesteśmy już „ugotowana żabą”, nie zdajemy sobie z tego sprawy. Przyzwyczajeni do rytmu, napięcia, odcięci od potrzeb własnego ciała, w pogoni za efektywnością, optymalizacją, kolejnym celem, zagospodarowujemy kalendarz po brzegi, bojąc się, że jeśli pozostanie godzina wolna to „zmarnujemy czas” i tym samym „oddalimy” się od… szczęścia, sukcesu etc.

Znam wiele osób zestresowanych, zmęczonych, wypalonych a zaledwie kilka, które mają czas na nudę, na relaks bez wyrzutów sumienia. Jak jest u Ciebie?

Coraz popularniejsza staje się medytacja, joga, chi gong etc. ja także kilka lat temu zaczęłam je praktykować, ale nie dlatego, że są modne, tylko dlatego, że zrozumiałam, że moje ciało, mój mózg potrzebuje czasu na bycie w innym stanie niż w ciągłym napięciu. Wiadomo jest, że jeśli w długofalowej perspektywie chcemy mieć energię i siłę do funkcjonowania, potrzebna jest nam równowaga, balans. 

Zorientowałam się, że to, że potrzebuję czasu na relaks, nic niemyślenie to nie jest mój kaprys, ale kwestia przeżycia. Ciągłe funkcjonowanie na 200% niejako przepala nasz system nerwowy i go nadwyręża. Jeśli spędzamy całe lata na bardzo wysokich obrotach, nie mając przestrzeni na relaks, a nawet urlop bywa zwykle opłacony nadmiernym wysiłkiem przed i po – kto wie, o czym mowa? –  to do czego przyzwyczaja się nasze ciało i o czym zapomina? Z czasem pojawia się zmęczenie, irytacja, zniechęcenie, czasami niepokój, bezsenność… Ten brak czasu na regeneracje  i nic nierobienie oducza nasz system elastyczności i ciało wytresowane w trwaniu w napięciu nie umie wrócić  do równowagi. Potrzebuje środków zewnętrznych, czasem bywa, że choruje… 

Może jeszcze nie odczuwamy tego na poziomie sygnałów z ciała, może jeszcze dajemy radę, ale naprawdę, naszemu mózgowi, ciału, by nam dobrze i długo służyły,  potrzebny jest czas na integrowanie wiadomości, jakie przyjmujemy, na odpoczynek od napięcia, newsów, bodźców… na nudę, na stan relaksu…i to wcale nie dlatego, że sobie nie radzimy, jesteśmy nadwrażliwi, czy coś z nami nie tak, tylko dlatego, żeby ono nie zapomniało – i by umiało wrócić do równowagi, bo tylko balans pozwala zachować naszemu organizmowi zdrowie. 

Nasi dziadkowie, przodkowie nigdy nie żyli w takim świecie, żyli wolniej, w ich codzienności wiele było chwil, gdy układ nerwowy, mózg miał czas odpocząć…nawet jeszcze 20 i 10 lat temu, ba 5 lat temu było inaczej…a ponieważ raczej nie ma szans do powrotu do tamtego tempa, dlatego warto już dziś spróbować zmieniać swoje przyzwyczajenia. I prawdę mówiąc, nie trzeba od razu wywracać życia do góry nogami. Można zacząć od jednej małej rzeczy, np. zafundujmy sobie 10 minut codziennie bez bodźców (nawet na dywaniku w łazience, można się zamknąć i zapalić świeczkę: )), odłóżmy telefon na 1 h przed spaniem (niebieskie światło, nie chodzi tu odłączenie się tylko od działania niebieskiego światła,  ale o odcięcie się od bodźców, bo nawet z czerwonym ekranem te bodźce dalej będą:)), poćwiczmy 0,5 h tygodniowo jogę, wyznaczmy 10 minut na oddychanie (wiele informacji dostępnych jest bezpłatnie w sieci), poświęćmy na 20 minut na spacer bez telefonu z byciem tu i teraz, nawet bez celu, ustawmy limit czasu spędzanego w social mediach albo zmniejszmy go o 10 minut (to już dane zaszyte default’owo w oprogramowaniu, więc nie udawajmy, że tego akurat w naszym telefonie nie ma). I ważne, niezależnie od tego, co wybierzemy, róbmy to REGULARNIE…to nie znaczy wcale codziennie…ale w regularnych odstępach czasu, co 2,3 dni, co tydzień…potem z biegiem czasu zwiększajmy długość i częstotliwość…

Bo tylko tak jesteśmy w stanie przyzwyczaić organizm do spędzania czasu na wyciszaniu, wstanie demobilizacji i mamy szansę stworzyć przeciwwagę do napięcia, w jakim funkcjonujemy. Na początku będzie nam dziwnie, niewygodnie, trudno, to uczucie to tzw. dysonans poznawczy. To taki stan, który dobrze znają osoby, które przeprowadziły się do Londynu i zaczęły jeździć po lewej stronie drogi, kto miał okazję?  Z czasem i one zapominają o tym, że kiedykolwiek jeździły inaczej … Prawda? Tak samo nasze ciało i mózg przyzwyczają się do bycia w innym stanie.

I na koniec powiem, że nie jest moją intencją nikogo pouczać, większość z tych rzeczy obserwuje u siebie i moich bliższych i dalszych znajomych, potwierdzają to też wyniki badań (kilka z nich cytuje poniżej). Poza tym niech pierwszy rzuci kamieniem…wiecie sami… Raczej mam nadzieję, że ten tekst będzie mały znakiem zapytania, który będzie Wam pomagał pewne rzeczy zauważyć i zmotywuje Was, by kilka rzeczy sprawdzić…

Można też wziąć udział w kursach MINNDFULLNESS, mają udowodnione działanie, ale  w artykule chciałam zwrócić uwagę na to, że każdy z nas ma na wyciagnięcie ręki mini pomysły idealne dla tych, co się trochę obawiają skoczyć na głęboką wodę. Zachęcam do poszukiwania inspiracji i różnych opcji.  Sama myślę, że warto i można zacząć od czegoś małego…a potem…zwykle otwiera się przed nami cały ocean możliwości:).

Jeśli jesteś w gronie zaawansowanych, w dziedzinie balansowania pomiędzy napięciem i wyciszeniem miło będzie, jak się podzielisz swoją drogą…swoimi doświadczeniami. 

Trzymam za Nas kciuki! Dbajmy o siebie i innych. Na to mamy wpływ.

Patrycja

Macie pytania?

Piszcie.

*

Artykuł, który jest punktem wyjścia do rewolucyjnej książki N.Carra „Płytki umysł” (recenzja niedługo na blogu)

https://www.theatlantic.com/magazine/archive/2008/07/is-google-making-us-stupid/306868/

** 

RAPORT Digital 2020 Poland (January 2020)

Ilość czasu, jaką przeznaczamy na korzystanie z serwisów i aplikacji społecznościowych to obecnie średnio prawie 2 godziny dziennie z 6 godzin i 26 minut (każdego dnia).

W aplikacjach i na platformach ze streamingiem wideo i rozrywką spędzamy średnio 3 godziny i 18 minut, na słuchaniu muzyki 1 godzinę i 13 minut, a na grach mobilnych 43 minuty.

Czas korzystania z urządzeń mobilnych (średni): 3 godziny 40 min z 6 h i 26 minut (każdego dnia).

Więcej danych? – pełen raport znajdziecie pod tym linkiem.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *